- Zagrał Pan przed tygodniem ponownie w biało-czerwonych barwach. Jakie ma Pan przeżycia związane z powrotem do reprezentacji Polski w futsalu?
- Dokładnie rok temu zagrałem po raz pierwszy w koszulce z orłem na piersi w spotkaniu z Ukrainą. Zarówno wówczas, jak i teraz udało mi się strzelić bramkę. Dlatego myślę, że debiut oraz powrót do drużyny narodowej mogę zaliczyć do udanych. Wrażenia są zatem na pewno pozytywne. Drużyna narodowa, z którą byłem na zgrupowaniu w Pniewach, zrobiła naprawdę duży postęp. Wygrać dwa mecze z reprezentacją Belgii to na pewno duży sukces.
- Belgowie to rzeczywiście zespół klasy europejskiej?
- Myślę, że tak. Pokazali naprawdę dobry futsal. Grali bardzo agresywnie. „Siadali na nas” szczególnie w drugim meczu, o którym akurat mogę więcej powiedzieć, bo w nim grałem. Belgowie jednak nie mieli szczęścia, gdyż trafili na lepszą dyspozycję naszej drużyny narodowej i konfrontacja z Polską skończyła się dla nich dwoma porażkami.
- Jak trener oceniał Pański występ?
- Nie rozmawiałem z nim po spotkaniu o moim występie, ale był ucieszony z naszej postawy, zwłaszcza zaangażowania.
- Po kolejnym golu w reprezentacji ma Pan prawo liczyć, że zadomowi się w drużynie narodowej na dłuższy czas...
- Jak wszyscy wiemy, nie wiadomo, czy trener Vlastimil Bartošek zostanie nadal na stanowisku selekcjonera. Mam jednak nadzieję, że po strzelonej bramce pokazałem na boisku, że zasługuję na grę w kadrze narodowej i - jak pan mówi - zadomowię się w niej na dłużej.
- Wiadomo, że pracuje Pan na dole w kopalni. Jak udaje się Panu godzić pracę zawodową z grą na wysokim poziomie na futsalowych parkietach?
- Niestety albo... „stety”. Tak się złożyło, że pracuję w kopalni. Jak godzę? Jest ciężko, gdyż praktycznie cały dzień spędzam poza domem. Do południa jestem w pracy. Pracuję fizycznie jak normalni górnicy, a po południu jadę 70 km z Knurowa do Bielska-Białej na trening. Dobre czasy dla piłkarzy-górników już dawno się skończyły. Nikt nie wyjeżdża z dołu o godzinie 10:00 na powierzchnię na trening. Na razie jednak udaje mi się te dwie dziedziny życia pogodzić i wszystko idzie w dobrym kierunku.
- Prezes BTS Rekord „kupił” Pana, gdyż strzelał Pan zwykle Rekordowi dużo bramek, zarówno na dużym boisku, jak i w hali. Chciał mieć tak dobrego strzelca w swoim zespole. Teraz strzela Pan już tylko dla Rekordu i reprezentacji Polski. Czy jednak nie byłoby dla Pana lepiej grać bliżej domu, na Śląsku, niż w biało-zielonych barwach Rekordu?
- Grałem w Gwieździe Ruda Śląska. Naprawdę ten klub dał mi dużo, sporo się tam nauczyłem. Rekord Bielsko-Biała to jest jednak klub, z którym - przynajmniej na razie - pod względem organizacyjnym niewiele innych może się równać. Dlatego jestem bardzo zadowolony z tego powodu, że gram w Rekordzie i wdzięczny prezesowi, że dał mi szansę.
- Jak ocenia Pan natomiast szanse Rekordu w walce o mistrzostwo kraju? Innymi słowy - będzie podium? Najwyższe?
- Dużo dałbym, żeby było najwyższe, ale system rozgrywek play-off rządzi się swoimi prawami. Nie wiadomo, jak to będzie? Możemy skończyć fazę zasadniczą rozgrywek na drugim miejscu, a po pierwszych meczach drugiej części gier możemy odpaść. Oczywiście na pewno będziemy robić wszystko, żeby było dobrze, ale w play-off’ach nigdy nic nie wiadomo, bo - jak mówię - one rządzą się swoimi prawami.
Rozmawiał: Jan Picheta
w przeciwnym wypadku będzie wymagał moderacji