Wyszukiwarka



Strona główna » Wywiady

Dziewczyny, bądźcie dobre na wiosnę!

Rozmowa z trenerem drugoligowego zespołu piłki nożnej kobiet Rekordu – Ryszardem Lewickim.

- Objął Pan opiekę nad drugoligową drużyną Rekordu po trenerze Witoldzie Zającu. Jakie wrażenia wyniósł Pan po kilku miesiącach pracy z młodymi kobietami?

- Początkowo było trudno, ale obecnie dziewczyny przekonują się, że jednak warto trenować. Dlatego - gdy tylko można, trenujemy, zarówno na boisku, jak i w hali. Dziewczyny miały dotąd nieco inne pojęcie o treningu. Niektóre wolały przebiec „na maksa” 400 metrów i paść. Tymczasem ja preferuję zajęcia z piłkami. Myślę, że zaprocentowało to sukcesami. Wygrały jedno ze spotkań, grając w ósemkę! W dodatku z drużyną, w której trenuje prawie 80 zawodniczek... To jest dla mnie duża satysfakcja. Dziewczyny też ten sukces bardzo podbudował.

- To nie jedyny mecz, w którym Pańskie podopieczne grały w osłabionym liczebnie składzie...

- Grały jeszcze w kilku innych spotkaniach. Bywały mecze, które rozpoczynaliśmy w jedenastkę, ale po pierwszej połowie musiała zejść dziewczyna, która nie miała wtedy 14 lat i nie mogła wystąpić go końca. Grała tylko jedną połowę, bo takie są przepisy.

- Czym się różni podejście do treningów dziewczyn i chłopców?

- Różnią się mentalnością. Dziewczyny - przynajmniej do tej pory - miały inne wyobrażenie o treningach. Bardzo często pytały: - Dlaczego tak? Czemu mam strzelać z lewej nogi, jeśli „mam tylko prawą”? Dziewczyny często się także obrażały. Dlatego miałem ostatnio dużą satysfakcję, że jedna z nich się przekonała, iż powinna operować obiema nogami - gdy strzeliła gola lewą nogą. - Widzisz, jak to jest? Nie chciałaś używać lewej nogi, a teraz strzelasz bramki lewą! Chciałem źle? - Nie! Wierzę, że teraz nie będzie już takich problemów, gdyż wszystkie dziewczyny przekonały się do tego, co mówię. Oczywiście piłka dziewczęca jest dość specyficzna i gdy mówię, że po podaniu zawodniczka ma wybiec na wolne pole, to niektóre nadal się zatrzymują. Z drugiej strony obserwuję też coś przeciwnego. Na meczu jedna z zawodniczek biegła nadal, mimo że już nie mogła złapać tchu i zaczęła się dusić! Tak ją „przytkało” z nadmiaru ambicji. Dziewczyny nie lubią przegrywać. Mogą grać w dziewiątkę czy ósemkę, ale nawet gdy ulegną jednym golem, od razu w płacz... W zespole dziewczyn niezwykle ważna jest psychika. Zdarzały się zatem dziwne metamorfozy. Do przerwy w meczu z faktycznymi rezerwami Unii Racibórz przegrywaliśmy po wyrównanej grze 0:1. W przerwie jednak rozeszła się w szatni fama, że jest to ta wielka Unia! Jedna z dziewczyn spowodowała panikę. Na drugą połowę wyszedł inny zespół. W efekcie przegraliśmy 0:7. Oto jak ważne w sporcie - zwłaszcza dziewczęcym - jest nastawienie psychiczne.

- Tak jest jednak także w sporcie męskim. Są sportowcy, którzy na treningach nie chcą wykrzesać z siebie wszystkich umiejętności, a na meczach zmieniają się nie do poznania.

- Bywa też jednak odwrotnie. W BKS Stal był piłkarz, który na treningach dokonywał cudów, ale niech tylko przyszło trochę ludzi na mecz ligowy, jeździł z piłką w poprzek boiska... Pokazywał może 10 procent swoich możliwości. Kiedyś przyjechał na mecz prosto po weselu. Lekko „wcięty”, wyluzowany. Wygraliśmy 7:0. Strzelił wszystkie gole...

- Może powinien zawsze grać na lekkim rauszu?

- To był jedyny mecz, w którym zagrał tak jak zwykle grał na treningach!

- Wróćmy jednak do zespołu kobiecego. Zawodniczki Rekordu zaczynały dotąd treningi piłkarskie w późniejszym wieku niż chłopcy. Dlatego zapewne są gorzej pod względem motorycznym, a zwłaszcza technicznym przygotowane do gry w piłkę. W jaki sposób będzie się Pan starał nadrobić te opóźnienia, żeby dziewczyny grały o wyższe cele niż utrzymanie w II lidze?

- Jeśli weźmiemy pod uwagę naszą konkurencję, to różnica poziomów między naszym zespołem a innymi drużynami nie jest wcale duża. Graliśmy z zespołem, który zajmuje trzecie miejsce w tabeli, jak równi z równym. A graliśmy w dziewiątkę! Nie może być jednak tak, że jedziemy na mecz do Gogolina, który przekładamy, bo dziewczyna ma wesele, a ona mimo to na mecz nie przychodzi! Prowadzimy do przerwy, mamy wiele sytuacji, strzelamy w słupki, mamy nawet rzut karny, ale podchodzi do piłki inna dziewczyna niż wyznaczona i trafia w poprzeczkę. W końcu przegraliśmy, ale kibice przyszli po meczu i stwierdzili, że to zdumiewające, iż nasze dziewczyny tak dobrze grają w osłabieniu! Podobnie było w Opolu, gdzie również dziewczyny kończyły mecz w ósemkę.

- Jakie są zasadnicze problemy w prowadzeniu tej drużyny - poza nikłą frekwencją?

- Istotnym problemem jest rozpiętość wiekowa. Pod moją opieką są dziewczyny od 12 do ponad 20 roku życia. Duża jest również rozpiętość umiejętności. To powoduje, że muszę indywidualizować treningi, gdyż te, które więcej umieją, nudzą się na zajęciach dla mniej zaawansowanych. Zdarza się jeszcze, że dziewczyny nie mają zakodowane, iż po podaniu piłki trzeba wyjść zaraz na wolne pole. Niektóre dziewczyny nie przejmują się jednak niczym, np. trudnymi warunkami meczowymi lub treningowymi. Halą dysponujemy rzadko, więc zimą trenujemy nawet na takim mrozie, że głowa odpada. Za to muszę je pochwalić.

- Wiem, że zetknął się Pan także z regionalnym futbolowym folklorem...

- W przegranym spotkaniu z Mitechem w drużynie rywalek wystąpiła nieuprawniona zawodniczka. Wpisaliśmy nasze zastrzeżenia do protokołu. Sędzia chciał wezwać po meczu tę piłkarkę, bo przecież wiele dziewczyn ją zna. Poprosił kapitana Mitechu wraz z nieuprawnioną do gry zawodniczką, ale powiedziano nam, że już pojechała z rodzicami... na wesele. Pytaliśmy kierowcę; okazało się, że żaden samochód z parkingu jeszcze nie wyjeżdżał. W ten sposób zawodniczka uniknęła konfrontacji. Powinniśmy otrzymać walkower, ale władze Śląskiego ZPN nie zdecydowały się na to...

- Na szczęście widzę na treningach coraz więcej zawodniczek. Kiedy jednak będzie ich tyle, żeby nie lękać się, że dziewczyny wystąpią na boisku w niepełnym składzie?

- Rzeczywiście na treningach pokazuje się coraz więcej ciekawego „narybku”. Przypuszczam, że jeśli więcej dziewczyn przyjdzie, to będą miały jeszcze większą motywację do treningu, którą wymusi rywalizacja. Wiele z nich musi się jednak „przełamać” i zostać na dłużej. Na dzień dzisiejszy - gdyby wszystkie zostały, z tych, które się pokazały, mielibyśmy 26 zawodniczek, a tymczasem na treningach mam od siedmiu do czternastu zawodniczek... Dwie dziewczyny jednak nie mogą być na zajęciach, bo pracują, parę innych jest na studiach w Katowicach, jedna na kursie prawa jazdy itd. Mimo to wierzę, że niebawem będzie lepiej. Chodzę bowiem po szkołach i szukam utalentowanej młodzieży. Koledzy także podsyłają mi zawodniczki. Wykorzystuję układy nauczycielskie. Zimą zorganizuję turnieje, żeby wybrać najzdolniejsze dziewczyny. Co ciekawe - podczas rozmów z trenerami - okazuje się, że najlepsze są zawodniczki z wiosek i mniejszych miast. Mają najwięcej ambicji i charakteru. Dlatego szukam kandydatek na piłkarki także w okolicznych miejscowościach.

- Rozumiem, że nie chce Pan dziewczyn z miasta...

- Nie to, że nie chcę. Talenty mogą się pojawić wszędzie. Szukam jednak z zainteresowaniem również w sąsiednich miejscowościach. Tam może być więcej dziewczyn z charakterem, twardych „harpagonek”, które niczego się nie boją. Takich jak Monika Chrząszcz, która gra na stoperze. Nie uwierzy pan. Ma nogę fioletową, a gra mecz. Nie może kopać z bólu, ale wychodzi na boisko i nie odpuszcza do końca! Będzie grała nawet z urwaną nogą...

- Czyli szuka Pan tylko dziewczyn „charakternych”...

- Oczywiście muszą dysponować odpowiednią szybkością i być sprawne ruchowo. Szukam takich, które można nauczyć kilku podstawowych elementów technicznych jak przyjęcia i podania. Sprawa jest bowiem prostsza niż w przypadku chłopców. Jedna z dziewczyn jest bardzo szybka. Jeśli wypuści sobie piłkę na wolne pole i obiegnie rywalkę, mało która potrafi ją dogonić. Bardzo trudno ją jednak nauczyć, żeby często stosowała ten manewr w czasie meczu, gdyż stale prowadzi piłkę przy nodze. Kilka razy jednak to zrobiła i znalazła się sam na sam z bramkarką, choć technicznie nie jest rewelacyjna. Inna popłakała się, gdy zwróciłem uwagę, że źle wykonuje zwody z przenoszeniem nogi nad piłką, gdyż wtedy często traci futbolówkę. W końcu jednak przemogła się i zaczęła wykonywać poprawnie tego typu zwody. Mało tego, nawet mnie przeprosiła za zachowanie. Dlatego myślę, że wszystko zmierza w dobrym kierunku i może być tylko coraz lepiej!

- Kiedy zatem sytuacja poprawi się na tyle, że będzie Pan walczył z dziewczynami o awans do I ligi?

- Jeżeli naprawdę zbiorą się wszystkie razem i kilka osób jeszcze dojdzie - cztery, pięć zawodniczek - to będzie zupełnie inaczej, bowiem z liderem przegraliśmy bardzo minimalnie, a graliśmy w dziewiątkę. Gdy sytuacja się poprawi, będę się starał, żeby grało jak najwięcej dziewczyn. Rywalizacja sprawi, że wszystkie będą chciały zagrać jak najlepiej i najdłużej. Słabsze jednak także dostaną szansę, żeby się nie zniechęcały do pracy.

Rozmawiał Jan Picheta

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby Twój komentarz pojawił się od razu,
w przeciwnym wypadku będzie wymagał moderacji

Kod antysapmowy
Odśwież