Wyszukiwarka



Strona główna » Wywiady

Okiełznać emocje!

Poniżej znajdziecie zapis rozmowy Jana Pichety z Arturem Kaczkowskim, trenerem przygotowania fizycznego seniorskich zespołów Rekordu.

- Bywał Pan jako sportowiec, masażysta i trener w wielu krajach świata. Które krainy geograficzne najbardziej Pana zafascynowały?

- W istocie byłem na niemal wszystkich kontynentach, np. dwa razy w Australii, trzy razy w Chinach, RPA, Meksyku, USA. Z kolarzami odwiedziłem niemal 40 krajów. Do poznania została mi tylko Ameryka Południowa. W perspektywie mojej pracy jest jednak wyjazd w grudniu do Kolumbii, więc może uda mi się zaliczyć jeszcze ten ostatni poza Antarktydą kontynent, na którym nie byłem. Zamknąć swego rodzaju klamrą sześć kontynentów. Prywatnie pewnie nigdy bym sobie na to nie mógł pozwolić, więc bardzo sobie cenię, że dzięki sportowi mogłem tyle krajów zobaczyć. Najładniejsza jest - mimo wszystko - Europa, a zwłaszcza Włochy i Hiszpania. Oczywiście na innych kontynentach też zwiedziłem wiele uroczych miejsc, np. w Australii czy USA, ale najpiękniej jest w Italii i Hiszpanii, a ponadto są tam stolice kolarstwa światowego! Włosi i Hiszpanie zwariowali na punkcie kolarstwa.

- Nie byłem oczywiście w tylu państwach świata, co Pan, ale myślę, że najpiękniej jest w Toskanii i Andaluzji.

- Zgadzam się. Są przepiękne nie tylko pod względem pejzażu czy kultury, ale w ogóle życia. Jest tam niezwykle dużo pięknie utrzymanych prastarych zabytków, lecz także wspaniały klimat i sztuka kulinarna! Wszystko co w naszej kulturze dobre, zrodziło się na wybrzeżach basenu Morza Śródziemnego.

- Skoro mówimy o sztuce kulinarnej, to warto wspomnieć o... diecie sportowców. W czerwcu i lipcu byłem z młodymi piłkarzami Rekordu na zgrupowaniu i tłumaczyłem, jak wyglądać powinna dieta sportowców. Mówiłem o warzywach, owocach, rybach itd. Przestrzegałem przed „fast foodami”, słodyczami, kolorowymi napojami. Po skończonym wykładzie otwarłem paczkę ze słodyczami. Większość chłopaków rzuciła się na cukierki, jakby natychmiast zapomniała, co przed chwilą mówiłem. Jak ważna jest dieta dla sportowców?

- Dieta dla sportowca jest niezwykle ważna. Nie da się osiągnąć wysokiego pułapu sportowego, bez narzucania sobie rygorów treningowych, wypoczynkowych i żywieniowych. Są oczywiście inne strategie w podejściu do tych spraw w różnym wieku. Inne dla młodzieży, inne dla dorosłych. Najważniejsze jednak to nie jeść, ale odżywiać się. Posiłek po treningu jest pierwszym elementem regeneracji. Zjedzenie odpowiedniego posiłku w odpowiedniej porze. To równie ważne jak stretching, masaż i zabiegi fizykoterapeutyczne. Jeśli byłem na treningu, muszę przyjąć pewną strategię. Acha - muszę w ciągu dwóch godzin uzupełnić węglowodany. Jeżeli nie mam takich możliwości, bo idę na inne zajęcia, mam daleko do domu itp., myślę o tym wcześniej. Robię sobie kanapkę na trening, kupuję owoce itd. Wiem, że muszę się szybko zregenerować. Inaczej powinni sportowcy żywić się przed, a inaczej po treningu. Mam na myśli indeks glikemiczny, szybkość wchłaniania węglowodanów po posiłku. Kolejną sprawą jest picie napojów w czasie treningu i po. Jestem zwolennikiem picia wody niegazowanej. Podpatrzyłem to u Włochów. Jestem pod wrażeniem ich pułapu sportowego, a przecież oni piją głównie wodę. Owszem można pić soki, można mieszać wodę z sokami, bo tak się powinno robić. Nie można jednak pić napojów typu cola, czy innych barwionych. To jest tak naprawdę zaśmiecanie organizmu, żeby nie powiedzieć zatruwanie. Nie wierzę, że istnieją napoje, które wypijemy i będziemy grać lepiej. Jestem zwolennikiem konsekwentnej, ciężkiej pracy i jeszcze raz pracy.

- Na co dzień ma Pan do czynienia z ludźmi, którzy uprawiają zarówno sport indywidualny, jak i zespołowy. Czy może Pan porównać obie grupy zawodników? Innymi słowy, czy czołowi piłkarze halowi odstają poziomem profesjonalizmu od wybitnych przedstawicieli sportów indywidualnych?

- Oczywiście, że tak. Czołówka zawodników sportów indywidualnych ma narzucone rygory i jest świadoma wszystkich ograniczeń. Czasami wygląda to - nie powiem, że komicznie, ale dość dziwnie, zwłaszcza dla kogoś, kto nie jest wtajemniczony w arkana sportu. Zawodnik zerka na zegarek i wyciąga puszkę z jedzeniem, bo on ma o tej porze zjeść, albo waży 100 gram makaronu, żeby nie zjeść więcej. Dla niektórych są to przerysowane, karykaturalne zachowania, ale takie są wymogi sportu wyczynowego na najwyższym poziomie, w którym wszystko jest wyliczone, zaprogramowane, a dzieje się to nie na tej zasadzie, że mam rozpisane na kartce, co robić, i wtedy będę dobry. Nie! Wszystko wynika z wielu lat obserwacji własnej osoby, reakcji własnego organizmu! Na wysiłek, na trening, na wypoczynek... Kolarze mają rozpisany każdy trening, łącznie z tym, co kolarz zjadł i jak się czuł przed, w trakcie i kilka dni po treningu! To jest materiał do analizy. Sporty zespołowe, a piłkarstwo w szczególności, rządzą się trochę innymi prawami. Jest troszeczkę... dowolności, że tak powiem. Wiadomo jednak, że grupa też inaczej reaguje. Czasem wystarczy „zapalnik” w osobie jednego zawodnika, który powie, że będzie jadł to i to, i mogą to samo robić inni zawodnicy. Z drugiej strony bywa często tak, że zawodnik, który sobie narzuci rygor żywieniowy, jest w grupie wyśmiewany. Żelazne zasady profesjonalizmu jest na pewno trudniej wprowadzić w dużych grupach. Może bierze się to także stąd, że piłkarze - powiedzmy sobie szczerze - nie pracują tak ciężko, jak sportowcy innych dyscyplin, zwłaszcza indywidualnych. Może zbyt łatwo przychodzą im niektóre rzeczy i dlatego nie szanują tego, co mają.

- Zbyt duże pieniądze dostają zbyt wcześnie!?

- Pieniądze to też jest czynnik, który demoralizuje sportowców, a piłkarzy w szczególności. Zarabiają niewspółmiernie dużo do sportowców innych dyscyplin i do pracy, którą wykonują na treningach. Broń boże, nie chcę powiedzieć, że piłkarze są leniami albo obibokami. Jest to jednak specyficzna grupa sportowa.

- Jeśli piłkarze widzą, że jeden z nich się obija na treningach, to może być tak, że niebawem wszyscy przestaną się angażować w trakcie zajęć!?

- Zależy to od trenera, od celów, które stoją przed nimi i od grupy przewodniej, bo w każdym zespole taka się znajdzie. Jest kilku zawodników, którzy prowadzą drużynę do jakiegoś celu. Ich największa rola w tym, czy podchwycić zachowania, które ciągną wszystkich na dół, czy do góry?

- A jak było i jest w Rekordzie?

- W Rekordzie zacząłem pracować w 2004 r. z grupami młodzieżowymi futsalu. To był świetny rok. Udało nam się zdobyć brązowy medal na młodzieżowych mistrzostwach Polski w Nowej Rudzie. Od tego czasu widzę stały postęp w podejściu zawodników do tego co robią w ogóle, jak pracują na treningach i do tego, jak się odżywiają. Pewnie nigdy nie jest tak, że nie mogłoby być lepiej, ale jest dobrze. Dużą rolę odgrywa trener Andrea Bucciol, który jest przecież ze szkoły włoskiej i rozumie doskonale pewne rzeczy i stara się je wdrożyć w swej pracy z zawodnikami Rekordu.

- A zatem: Viva Italia! Skoro jednak jest tak dobrze, czego brakuje „rekordzistom” do zdobycia tytułu mistrzów Polski!?

- Pewnie czegoś małego, nieuchwytnego, co w sporcie istotne. Skupienia w pewnych istotnych chwilach. Naprawdę piłkarsko - taktycznie i motorycznie - nasi chłopcy wciąż się rozwijają. Są jednak momenty, w czasie których nie chcą lub nie potrafią „dobić” przeciwnika, czy też zadać mu decydujący cios, odbierający rywalowi ochotę do walki. To jest może okrutne, ale bez tego w sporcie nie zdobędzie się nigdy mistrzostwa. Jeżeli mamy przeciwnika na kolanach, trzeba go „położyć na deski”, bo jeśli on wstanie, to nas „dobije”. W ostatnich latach było sporo takich meczów, nawet w ostatnim spotkaniu z zespołem ze Zduńskiej Woli. Nie będę wchodził w personalia, ale można było dograć piłkę koledze i wtoczyć do pustej bramki. To była praktycznie zdobyta bramka, lecz ona nie padła. Wtedy należało zniechęcić rywala do gry. Byłoby „po jabłkach”, a tak to my potem musieliśmy gonić wynik. Granica między dyletanctwem a zawodowstwem jest mała, ale niestety istnieje. Budujące jest z kolei w grze naszej drużyny, że potrafimy wychodzić z ciężkich sytuacji, czego brakowało nam w poprzednich sezonach. Ze stanu 1:5 doprowadziliśmy do 5:5 w meczu z Wisłą. Z Gattą przegrywaliśmy 2:3, a zremisowaliśmy 3:3. A są to drużyny wysokiej klasy. To dowodzi, że potrafimy grać w piłkę. Ta drużyna idzie wciąż do przodu. Czy gramy na własnym terenie, czy na obcym, nie ma dla nas różnicy.

- Jesteśmy zatem przygotowani mentalnie i fizycznie do zdobycia najwyższych laurów w kraju?

- Minęły zaledwie trzy kolejki rozgrywek, więc powiem tak. Pamiętam ostatnie lata, w których znakomite mecze były przeplatane słabymi. Na razie coś takiego się nam nie zdarza i myślę, że świadczy to o zmianie mentalności naszej drużyny. Jest dojrzalsza! Oczywiście zawsze może być lepiej. Piłka nożna w każdej postaci jest grą błędów. Chodzi o to, żeby nie robić głupich błędów w nieodpowiednim momencie, np. przy prowadzeniu piłki.

- Zawodnicy Rekordu są sportowcami, którzy pracują w innych profesjach (nawet „na dole” w kopalni), uczą się, studiują. Czy zatem można od nich wymagać pełnego piłkarskiego profesjonalizmu!?

- Oczywiście nie od wszystkich chłopaków można wymagać wykonywania takiej ilości pracy jak od zawodowców, którzy trenują dwa razy dziennie. Można jednak egzekwować to, żeby w trakcie meczu byli maksymalnie skoncentrowani, bo tak naprawdę tylko tego im jeszcze brakuje. Sport jednak niesie z sobą duży ładunek emocji. Notabene na szczęście, gdyż inaczej byśmy go zapewne nie uprawiali. Okiełznać emocje w czasie gry i skoncentrować się tylko na zadaniu jest bardzo trudno. Na tym także polega profesjonalizm.

Rozmawiał Jan Picheta

Artur Kaczkowski ukończył Akademię Wychowania Fizycznego w Krakowie w 1996 r., od 2004 r. jest trenerem przygotowania fizycznego w BTS Rekord.

W 1981 r. w wieku 11 lat zaczął uprawiać sport. Został kolarzem Startu Bielsko-Biała. Jego pierwszym trenerem był Grzegorz Pajda, nb. obecny komentator wydarzeń bobslejowych i saneczkarskich w telewizji Eurosport. W 1989 r. zmienił barwy klubowe i przeszedł do GKS Krupiński Suszec. Od 1990 r. jeździł w zespole WLKK Bielsko-Biała pod okiem Rajmunda Prusa. Należał do czołówki kolarzy torowych w Polsce w kategorii elity. Na początku lat 90. minionego wieku był w kadrze narodowej. Zdobył m.in. Puchar Polski w wyścigu na 1 km.

Od 2000 r. do dziś pracuje jako masażysta z reprezentacją narodową kolarzy torowych; pracował również z szosowcami i kolarzami górskimi - m.in. z Mają Włoszczowską, Grzegorzem Kreinerem (obecnym trenerem kadry narodowej torowców) i Rafałem Ratajczykiem. Towarzyszył polskim cyklistom na kilkunastu mistrzostwach świata.

 

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby Twój komentarz pojawił się od razu,
w przeciwnym wypadku będzie wymagał moderacji

Kod antysapmowy
Odśwież