Wyszukiwarka



Strona główna » Wywiady

Wszystko zdarzyć się może

Rozmowa z trenerami ekstraklasowej drużyny futsalu Rekord SSA Andreą Bucciolem i Krzysztofem Burneckim.

- Czy Wisła Kraków jest do pokonania w tym sezonie?

- Andrea Bucciol: Jest!

- Wobec tego, jak pokonać Wisłę Kraków?

- Andrea Bucciol: Trudno powiedzieć, ale jestem przekonany, że Wisła jeszcze przegra w tym sezonie. To kwestia czasu. W następnej albo w ostatniej kolejce sezonu? Jakiś mecz musi przegrać. Czekamy...

- Krzysztof Burnecki: Byliśmy bliscy pokonania Wisły już w pierwszym meczu na naszym parkiecie. Jeśli jednak chcemy wygrać z Wisłą, to nasza gra nie może wyglądać tak, jak wówczas wyglądała pierwsza połowa. Była do pokonania, gdybyśmy nie stracili czterech goli w pierwszej części gry. Trzeba grać z nią bardziej skutecznie, niż my w pierwszej połowie. Musimy jednak wierzyć, że jest do pokonania. W tym roku będziemy mieć jeszcze tzw. play-offy, co bardzo skomplikuje sytuację. Podstawowy sezon nie jest tak bardzo ważny jak w innych latach. Najważniejsze są rozgrywki play-off. Mam nadzieję, że z Wisłą spotkamy się na samym końcu i wtedy będziemy myśleć, jak z nią wygrać.

- Co zmienilibyście w przygotowaniach do sezonu, koncepcji gry itd., gdybyście wiedzieli, jak Rekord będzie grał w rundzie jesiennej?

Krzysztof Burnecki: Trudno powiedzieć, czy coś zmienilibyśmy. Musimy jeszcze usiąść i przeanalizować mecze. Zobaczyć raz jeszcze, gdzie popełniliśmy błędy. Wydaje się jednak, że najważniejsza jest skuteczność. W niektórych spotkaniach można było wykorzystać kilka idealnych okazji do zdobycia goli i prowadzić pięcioma czy sześcioma bramkami w pierwszej połowie. Tymczasem strzelaliśmy po jednym, po dwa gole i przeciwnik nas dochodził. Wtedy zaczynała się nerwówka. Im mniej sytuacji wykorzystywaliśmy, tym bardziej nerwowo było na boisku. To główna przyczyna, że nie gramy jeszcze, jak byśmy oczekiwali. Jeśli chodzi o grę defensywną, jest dobrze. Straciliśmy najmniej goli z wszystkich drużyn ekstraklasy.

- Andrea Bucciol: Rzeczywiście mamy najlepszą obronę w lidze. W każdym jednak meczu nie wykorzystywaliśmy wielu dogodnych okazji. Musimy nad tym specjalnie pracować. Pod koniec rundy brakowało trochę sił - mentalnych i fizycznych. To jednak normalne. Najważniejsza bowiem jest ambicja. Zobaczymy, gdzie nas ona zaprowadzi? Na razie mamy dość dużo punktów i nie musimy drżeć o każdy następny. Mamy zatem dużo spokoju. Możemy bez nerwów myśleć, jak się przygotować do następnych spotkań rundy rewanżowej i play-offów. To dla nas inny sezon niż poprzednie. Ja jednak byłem we Włoszech i wiem, jak wygląda taki sezon. We Włoszech zresztą sezon jest trudniejszy niż w Polsce, m.in. ze względu na wyższy poziom futsalu i play-offy, których dotąd tutaj nie było. W ostatnim sezonie zespół z Pescary, który zajął ósme miejsce w tabeli po rundzie zasadniczej, zagrał w finale. Początkowo Pescara grała słabiej, bo miała wielu nowych piłkarzy. Trzeba było czasu na wkomponowanie ich do zespołu. Jeśli analizujemy grę takiej drużyny w ciągu całego sezonu, to jej gra w play-offach może być niespodzianką. Jeśli jednak przyglądamy się kilku ostatnim meczom, to już nie będzie to niespodzianka. Grała bowiem bardzo dobrze. Podobnie może być teraz w Polsce. Wszystko zdarzyć się może.

- Krzysztof Burnecki: Sezon jest bardzo długi w tym roku. Ponadto w play-offach trzeba wygrać w jednej rundzie trzy mecze, a rozegrać może nawet pięć! Dlatego ważna będzie ambicja, gdyż pod koniec wszystkim drużynom braknie sił. Jeśli zostanie nam serce, wtedy nie powinno być źle.

- Sytuacja na półmetku sezonu zasadniczego jest jednak bardzo dobra i chyba z optymizmem sztab szkoleniowy Rekordu patrzy w przyszłość?

- Krzysztof Burnecki: Tak. Przede wszystkim cieszy nas to, że mimo nie najlepszej skuteczności zdobywamy regularnie punkty. Nie męczy nas konieczność wygrywania kolejnych meczów. Gramy bez noża na gardle, że trzeba zdobyć jeszcze kilka punktów i odskoczyć... Mamy psychiczny komfort.

- Trenerzy Rekordu stosują niemal w każdym meczu duże rotacje w składzie, zarówno w pierwszej, jak i drugiej czwórce. Nie sprzyja to zapewne zgraniu zespołu. Ponieważ jednak grają wszyscy kadrowicze, nie grozi nikomu drastyczna obniżka formy. Każdy jest przygotowany do gry na wysokich obrotach...

- Krzysztof Burnecki: Na pewno jest to duży plus, że grają wszyscy. Nie jest tak, że ktoś wejdzie na 5 minut raz na cztery mecze. Niektóre zmiany wymusiły już zresztą kontuzje. Próbujemy zmian także w bramce, żeby Witek nie zasiedział się na ławce, bo później bramkarz nie czuje bramki. Tak samo zresztą zawodnik z pola, jeśli zagra przynajmniej pół meczu, regularnie wychodząc na zmiany, to jest to również duży plus.

- Andrea Bucciol: Nie wiemy, jak będzie do końca sezonu? Może się zdarzyć, że będziemy potrzebowali tych, którzy grali mało. Jest trudno „wejść w mecz” zawodnikowi, który grał mało i nie ma doświadczenia w rozgrywkach. Dlatego teraz robimy rotacje, żeby wszyscy grali i nabierali doświadczenia meczowego. Dobrze jest, jeśli gramy nie tylko na dwie czwórki, ale czwórkę i... szóstkę zawodników, i jeśli wymieniamy piłkarzy między poszczególnymi czwórkami. Wszystko może się zdarzyć w czasie rozgrywek. Będziemy zmuszeni na przykład grać nie dwoma czwórkami, ale tylko szóstką zawodników... Sześć i zero... Wszyscy muszą jednak wiedzieć, jak grać!

- Krzysztof Burnecki: Pod koniec sezonu mogą pojawić się nie tylko kontuzje, ale nawet kartki, więc myślę, że do końca będą grali wszyscy.

- W zespole Rekordu podoba mi się to, iż stara się grać z tzw. pierwszego uderzenia. Ma bowiem kilka wypracowanych wariantów. Cztery czy pięć podań z „klepki” powoduje, że ostatni zawodnik Rekordu, który dostaje piłkę, stoi z reguły przed pustą bramką. Dużo trzeba ćwiczeń, żeby opanować tego rodzaju schematy?

- Krzysztof Burnecki: Tak. Chłopcy ćwiczą to stale na treningach i podczas meczów wychodzi coraz lepiej. Jeśli gramy jak najszybciej z tzw. pierwszej piłki, mamy szansę, że zaskoczymy zespół przeciwnika na tyle, iż pogubi się w obronie. Im wolniej gramy piłką, tym łatwiej rywalowi zmieniać szyki, przestawiać się w obronie, a nam trudniej go zaskoczyć.

- Czy w tym sezonie poprzestaniecie na dopracowaniu dotychczasowych wariantów ataku, czy też będziecie starać się zaskoczyć jeszcze czymś innym rywali?

- Andrea Bucciol: Oczywiście, że będziemy pracować nad nowymi schematami gry. Zawsze musimy szukać nowych wariantów, dlatego, że tak jak ja analizuję mecze innych drużyn, tak inni trenerzy analizują nasze spotkania. W dalszej części rozgrywek spróbujemy stosować inne warianty. Na razie jednak nie powiem, czy nastąpi to już w rundzie rewanżowej, czy dopiero w play-offach przygotujemy pewne niespodzianki. Lepiej jednak zrobić niespodziankę na końcu, niż teraz...

- Mam pytanie do trenera Andrei. Czy dużo czerpie Pan z własnego doświadczenia ligi włoskiej?

- Andrea Bucciol: Nadal oglądam mecze. Każdego tygodnia są dwa w TV Rai Sport. Nagrywam je i kiedy tylko mam trochę czasu, oglądam. We Włoszech jest inne granie. Schematów nie jest dużo. Stosuje się przez cały czas pressing. Dlatego grać jest trudno i jeśli tylko ktoś się potrafi urwać spod opieki rywala, to strzela na bramkę. Strzałów jest dużo z każdej możliwej pozycji. Są także drużyny, które grają systemem 4-0 na połowie. Najwięcej jednak jest takich zespołów, które stosują pressing cały czas, żeby jak najszybciej odebrać piłkę rywalowi. Mój były trener mi mówił: Andrea, jeśli nie mamy piłki przy nodze, trudno jest strzelić gola i wygrać mecz. Dlatego cały czas musimy szukać piłkę. Ogólnie tak to wygląda.

- Dlatego też najważniejszy jest pressing na całym boisku?

- Andrea Bucciol: Pressing jest bardzo ważny. Najważniejsze jest dla mnie, żeby piłka była w trudnych miejscach dla przeciwnika - w pobliżu jego bramki. Najlepiej, jeśli piłka znajduje się z dala od naszego pola karnego. Wtedy jestem spokojny. Oczywiście dobrze jest stosować pressing blisko bramki rywali. Są różne warianty pressingu. Można stosować wariant agresywny. Jest też pressing spokojny, bez ryzyka, kiedy nie szukamy piłki agresywnie, ale czekamy, aż przeciwnik popełni błąd. Jeżeli jednak podczas agresywnego pressingu popełnimy błąd, wtedy przeciwnik wyprowadza kontratak, np. dwóch na jednego... Są jeszcze inne warianty pressingu. Najważniejsze jednak dla mnie jest to, aby piłka była jak najdalej od naszego pola karnego. Gdy piłka jest na naszym polu karnym - spokojny nie jestem. Tak więc najlepiej jest dla nas, jeśli prowadzimy grę i rozgrywamy piłkę w pobliżu bramki rywali.

- Czy drużyna Rekordu jest już przygotowana motorycznie do tego, żeby stosować jedną z tych odmian pressingu, zwłaszcza pressing agresywny, bardziej ryzykowny, przez cały czas?

- Andrea Bucciol: Przygotowanie motoryczne to nie problem. Rzecz w tym, że jeszcze nie wiemy, czy wystarczy nam sił do końca rozgrywek. We Włoszech są profesjonalne drużyny. Zawodnicy nic innego nie robią. Grają jedynie w piłkę i wiele zarabiają. U nas chyba tylko w Wiśle zawodnicy są profesjonalistami. Dlatego tak ważna jest ambicja. Jeśli masz ambicję, grasz pressingiem cały czas. Po meczu wzywamy szybko masażystę Darka albo reanimację...

- Sądząc jednak po ostatnim meczu z Wisłą, ani z kondycją, ani z ambicją, nie jest najgorzej. To Wisła opadła wcześniej z sił, bo już na 10 minut przed końcem spotkania. Wtedy „wiślaków”... dopadliście. Krakowianie mieli sporo szczęścia, że wywieźli punkt z Cygańskiego Lasu.

- Andrea Bucciol: Rzeczywiście, szkoda, że nie graliśmy jeszcze dwie minuty. Na pewno wygralibyśmy wtedy mecz.

- Na co zwracać będziecie uwagę w przygotowaniach do rundy rewanżowej i play-offów, skoro nie musicie już walczyć z pełnym zaangażowaniem o każdy punkt?

- Andrea Bucciol: Punkty są bardzo ważne, bo liczy się przecież to, jakie miejsce zajmiemy w rundzie zasadniczej - pierwsze, drugie, trzecie czy czwarte? Trzeba zagwarantować sobie dogodną pozycję do walki w play-offach. Na pewno jednak nie będzie takiej presji, jak na początku rozgrywek, gdy nie wiedzieliśmy, jak będą chłopcy grać, czy punkty będą wystarczające do utrzymania, czy do walki o czołowe miejsca. Teraz wiemy już, że mamy dobrą drużynę i możemy pracować nadal spokojnie nad nowymi rozwiązaniami taktycznymi. Wiemy, że mamy zespół zdolny do zdobycia najważniejszych medali w sezonie. W jakim kolorze, trudno powiedzieć, ale szanse są.

- Krzysztof Burnecki: Oczywiście dobrze jest zająć jak najwyższe miejsce w tabeli rundy zasadniczej, żeby grać dwa pierwsze mecze play-offów na własnym parkiecie. We własnej hali zawsze gra się lepiej. Poza tym istnieje korzyść psychiczna. Chłopcy lepiej się poczują, jeśli będą stale wygrywać. Jeżeli będziemy tracić „głupio” punkty, to zakradnie się do naszej gry niepotrzebna nerwowość.

- Jeśli zespół będzie grać nadal co najmniej tak dobrze jak dotąd, czy trenerzy dadzą szansę występów młodym zawodnikom, juniorom klasy Michała Marka lub np. Szymona Szymańskiego, syna czołowego w przeszłości zawodnika Rekordu?

- Andrea Bucciol: Czołowi juniorzy trenują już z nami od czasu do czasu. Czy wejdą do drużyny już teraz, jeszcze nie wiem. Trenując dwa razy w tygodniu z seniorami mają jednak szansę zaznajomić się z taktyką naszego zespołu oraz atmosferą. To jest bardzo ważne dla mnie, dla klubu i dla nich. Na pewno w klubie trenuje kilka talentów, które mogą zagrać w drużynie seniorów w następnych sezonach. Po zakończeniu sezonu spotkamy się z zarządem klubu i ustalimy, kto ewentualnie może podołać wymaganiom ekstraklasowym.

- Krzysztof Burnecki: Oczywiście młodzi zawodnicy muszą „wejść w drużynę”. Dopiero po jakimś czasie można ich próbować w ekstraklasie. Jeśli będziemy mieć świetne wyniki w dalszej części sezonu, nie jest wykluczone, że szansę gry w niewielkim wymiarze będą mieć nawet juniorzy. Myślę jednak, że w tak ciężkim sezonie będzie trudno wprowadzić jakiegoś młodego chłopaka do drużyny. Na pewno trzeba próbować, bo z roku na rok wszyscy są coraz starsi. Na razie jednak sprawdzamy młodych zawodników głównie pod kątem treningów, a nie spotkań o punkty. Mecze to jest przyszłość.

Rozmawiał Jan Picheta

 

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby Twój komentarz pojawił się od razu,
w przeciwnym wypadku będzie wymagał moderacji

Kod antysapmowy
Odśwież