Wyszukiwarka



Strona główna » Obiekty sportowe

Wzloty, upadki, wzloty – podsumowanie sezonu

Trybuny i parkiety hal Ekstraklasy PLF opustoszały, pora na podsumowanie minionych miesięcy futsalowego sezonu 2011/2012.

Dla bielszczan symptomatycznym okazał się, jak wyszło już na finał, po zdobyciu brązowego medalu, …inauguracyjny mecz zakończonych niedawno rozgrywek. 18 września ubiegłego roku, po dramatycznym boju, bielszczanie zremisowali na własnym boisku z krakowską Wisłą Krakbetem 5:5. Przypomnijmy, iż do 29-ej minuty meczu ekipa spod Wawelu prowadziła 5:1. Szalona pogoń „biało-zielonych” pozwoliła urwać punkt pretendentowi do mistrzostwa.

I podobnie w wykonaniu „biało-zielonych” wyglądała dalsza część sezonu. Czego jak czego, ale emocji dostarczyli swoim kibicom, aż w nadmiarze. Jeszcze przez większą część fazy zasadniczej podopieczni Andrei Bucciola skutecznie „pilnowali swojego”. Nie bez trudu i niejednokrotnie po ciężkiej walce, ale skutecznie gromadzili punkty, które pozwoliły objąć pozycję wicelidera. W każdym razie przez długi czas nie tracili tzw. głupich punktów. Było to o tyleż ułatwione zadanie, że pozostała stawka ligowców skupiała się na próbie przeciwstawienia się dominującym w rozgrywkach krakowianom. Tymczasem jak pokazały dalsze wydarzenia na boiskach Ekstraklasy, co najważniejsze miało miejsce w zimowej, grudniowej przerwie. Trzymając się końcowej kolejności w rozgrywkach skwitujmy – optymalne przygotowanie i przeobrażenie personalne Akademii FC Pniewy.

W tym czasie pewna swojej siły ekipa „Białej Gwiazdy” nie poczyniła żadnych ruchów kadrowych. Trudno zresztą dziwić się takiej postawie skoro w trakcie trwania dwóch rund sezonu dawało to bardzo dobre efekty. Bielszczan natomiast dopadły spore problemy natury zdrowotnej. Mało kto wie, iż od grudniowej kontuzji mięśnia Radka Polaška w Rekordzie dał znać o sobie efekt domina. Nie pisaliśmy o tym, bo i chwalić nie było się czym, ale tylko ludzie obsługi medycznej klubu – Dariusz Spisak, Artur Kaczkowski i Robert Gulewicz, wiedzą ile czasu poświęcili na przywrócenie do zdrowia poszczególnych graczy zespołu z Cygańskiego Lasu. Praktycznie rzecz biorąc każdy z zawodników z kadry Rekordu zaliczył krótszą lub dłuższą rekonwalescencję (jeśli ktoś nie wierzy, polecamy lekturę składu w poszczególnych meczach).

Sam wspomniany R. Polašek przeszedł zabieg operacyjny. Jeszcze przez pierwszą część rundy rewanżowej udawało się „łatać dziury”, świetnie spisywali się nominalni zmiennicy. Ale już po wygranej 3:2 i rewelacyjnym meczu z Akademią FC, na pewien czas doskonale funkcjonująca maszyna „uległa awarii”. Jasne, że w pewnym stopniu o słabym finiszu zdecydował szybko zapewniony komfort pewnej już, drugiej pozycji w tabeli. Ale wspomniane kontuzje oraz liczne powołania do kadry narodowej również spowodowały niemały rozgardiasz w przygotowaniach do fazy play-off. Tymczasem już na wstępie przyszło bielszczanom walczyć, o wydałoby się pewny półfinał z rozpędzonymi chorzowianami. Jeszcze kilka miesięcy wcześniej Clearex balansował na krawędzi między dziewiątą, a siódmą lokatą w rankingu. A tu wykorzystując blaski i cienie formuły rozgrywek omal nie spłatał figla faworytowi. „Biało-zieloni” potrzebowali, aż pięciu spotkań, aby udowodnić swoją wyższość. Emocje tych gier pozostaną na długo w pamięci kibiców. Futsalowcy zapłacili za to sporą cenę w półfinale z pniewianami, gdyż po prostu brakło nieco zdrowia i sił, ale za to pokazali coś, co okazało się bezcenne w grze o brąz – charakter!

Oczywiście można uciec się do „gdybania”, co byłoby w sytuacji, w której Rekord podejmowałby „akademików” w obiekcie przy ul. Startowej, a nie w hali „Pod Dębowcem”? Jasne, to argument mogący być przedmiotem dyskusji. Ale też rodzi się pytanie w kontekście gry o tytuł mistrza kraju. Jak to się stało, że Wisła nie wykorzystała atutu „piekła przy Reymonta”, a zespół z Pniew wywiózł z Krakowa dwie wygrane? To już było, to już nieważne. Liczy się tylko znakomity finisz Rekordu, który wcale nie jawił się w różowych kolorach. Rewelacyjna Gatta Active postawiła naprawdę wysoko poprzeczkę wymagań. Po bielskiej części zmagań mieliśmy remis 1 – 1. Dopiero na parkiecie w Zduńskiej Woli udało się postawić kropkę nad „i” (przy okazji podziękowania dla fanów tamtejszego futsalu za przyjęcie bielskich kibiców oraz zespołu). Takie rozwiązanie bynajmniej nie było pewne. Piszący te słowa był w stanie pójść z każdym o zakład, że rozstrzygnięcie nastąpi w piątej potyczce. Stało się inaczej i …super! Teraz pora na odpoczynek i „smakowanie brązu”, bo jak wielokrotnie podkreślał w wywiadach kapitan bielskiego teamu – Piotr Szymura: „ten medal, zdobyty po tak długiej walce, ma swoją wartość – cenniejszą, niż inne”. Tymi słowami zamykamy sezon – burzliwy, ciekawy, czasami nerwowy, ale „brązowy”!

Tadeusz Paluch

fot. Paweł Mruczek

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby Twój komentarz pojawił się od razu,
w przeciwnym wypadku będzie wymagał moderacji

Kod antysapmowy
Odśwież