Wyszukiwarka



Strona główna » Wywiady

Zdjęcie mistrzowskiej bramki

Rozmowa z Pawłem Mruczkiem

 


– Jest Pan uznawany za „nadwornego” fotoreportera Rekordu. Jak doszło do tego, że zaczął się Pan zajmować fotografią?

– Miałem kilkanaście lat, gdy zainteresowałem się "smieną" ojca. Robiłem nią czarno-białe fotografie. Już wtedy starałem się, żeby moje zdjęcia były inne niż wszystkie. Do dziś mam w archiwach jakieś dziwne zdjęcia z czasów młodości, zwłaszcza z wyjazdów namiotowych. Jeździłem bowiem pod namiot bardzo często i bardzo chętnie. Robiłem wówczas zdjęcia „sytuacyjne”. Od tego zaczęła się moja przygoda z fotografią. Zainteresowania fotograficzne jednak przerwałem na wiele lat, gdyż proces wywoływania zdjęć był dla mnie za drogi. Później odkryłem fotografię cyfrową. Pierwszym moim aparatem tego typu był Canon A 75. Kupiłem go w 2004 roku. Pomyślałem sobie, że na tym aparacie zacznę eksperymentować ze zdjęciami. Dawał bowiem możliwości manualnego ustawiania parametrów. Jednocześnie był to dość tani kompakt, co pozwalało mi eksperymentować za stosunkowo niską cenę. Okazało się, że fotografia cyfrowa może być równie ekspresyjna co fotografia tradycyjna. Ponadto podczas obróbki cyfrowej rzeczywiście można z powodzeniem  eksperymentować "wywołując" zdjęcie cyfrowo, dokładnie tak, jak podczas zwykłej obróbki w laboratorium ze wszystkimi odczynnikami. Stwierdziłem więc, że fotografia cyfrowa ma swoją przyszłość i będzie się rozwijać.

– A jak to się stało, że zajął się Pan fotografią sportową?

– Z zawodu jestem technikiem informatykiem i od 2003 r. pracuję w firmie Rekord Systemy Informatyczne. Dopiero jednak w 2006 r. dowiedziałem się, że Rekord jest właścicielem ośrodka sportowo-szkoleniowego oraz drużyn piłki nożnej i futsalu. Wtedy to bowiem pewnego dnia przyszedł do mnie wewnątrzfirmowy mail, że gramy... w lidze środowiskowej. Kto chce pograć w piłkę nożną, to ma się stawić. Przyszedłem. Wtedy dowiedziałem się o Beskidzkim Towarzystwie Sportowym Rekord i tak zaczęła się moja sportowa przygoda...


– Obchodzi Pan zatem jubileusz pięciolecia kontaktów z BTS Rekord...


– Można tak nieskromnie powiedzieć... Jak napisałem w katalogu przed otwarciem mojej wystawy fotograficznej w Domu Kultury w Lipniku, że – od dziecka grając w piłkę nożną na boiskach szkolnych to dopiero w Rekordzie dowiedziałem się, iż ma ona swoje przepisy, swoją ligę i mistrzostwa Europy i świata. Jest nawet liga środowiskowa, w której właśnie rozpocząłem grę. Później zacząłem przychodzić na mecze Rekordu. A jeśli już przychodziłem, to musiałem przychodzić z aparatem... Zacząłem fotografować piłkarzy, mimo iż oświetlenie w hali jest, jakie jest, a akcje w ekstraklasie są dużo szybsze niż podczas meczów, w których graliśmy w lidze środowiskowej. W pewnym momencie prezes Janusz Szymura, zobaczywszy, że fotografuję, namówił mnie do systematycznego przychodzenia i umieszczania zdjęć w galerii. Tak to się zaczęło i tak to trwa.


– Myślę, że trudno jest zrobić dobre, dynamiczne zdjęcie z meczu futsalowego; wszak piłka nożna w wydaniu halowym jest jeszcze szybsza niż na trawie...


– Nie chodzi tylko o to, że halowa piłka jest szybsza. Jak już wspomniałem, na zdjęcie ma wpływ również oświetlenie hali. Im lepsze naświetlenie, tym większe możliwości kreatywnego wykorzystania aparatu. Im gorsze jest oświetlenie, na tym większą czułość film powinien być ustawiony. Większa czułość z kolei powoduje większą ziarnistość na zdjęciu, co jest niewskazane. Zatem im lepsze oświetlenie hali, tym lepszej jakości mogą być zdjęcia. Myślę, że jeżeli chodzi o futsal, to migawka na w przedziale 1/160s, a 1/250s jest najbardziej odpowiednia. Umożliwia to zamrożenie pewnych partii ciała zawodnika, a inne, jak ręka, noga czy sama piłka są poruszone. Daje to efekt zdjęcia dynamicznego. Metodę robienia zdjęć przy tej migawce wypracowałem sobie właśnie podczas systematycznego fotografowania zawodów futsalowych.


– Jest Pan jednocześnie fotoreporterem i kibicem Rekordu. Czy serce podpowiada, żeby raczej fotografować akcje pod bramką zespołu rywali niż własną?


– Jestem – że tak powiem – „kibic, ale nie fanatyk”. To stare hasło przeniesione z pewnego dowcipu, którego nie powinienem cytować. Mówiąc poważnie – dla mnie sport jest sportem, niezależnie, jakie drużyny grają. Najważniejsze jest oddanie ducha walki. Jeżeli jest dobra akcja po stronie przeciwnika, nawet zakończona golem, bez pomocy sędziów, to cenię tę akcję i cieszę się, jeśli uchwyciłem ją na zdjęciu. W fotografii sportowej nie można być po stronie żadnej z drużyn, bo tak samo dobre są zdjęcia w obronie, jak i w ataku. Tak samo ważne są akcje drużyny, której kibicuję duchem, jak i przeciwnika. Jak powiedziałem, nie jestem fanatykiem i nie będę się obrażał, i... nie fotografował rywali, jeśli strzelą bramkę naszym.


– Z jakich zdjęć jest Pan najbardziej zadowolony?


– Najbardziej... ze zdjęć, których jeszcze nie zrobiłem. Jest często tak, że migawka została zwolniona zbyt późno, albo zbyt wcześnie. Dlatego przychodząc na mecz, mam w pamięci akcje, o których wiem, że być może znowu się zdarzą. Jestem przygotowany na powtórki. Nazywam to nabieraniem doświadczenia.


– Ma Pan jednak ekspozycję w Domu Kultury w Lipniku. Czy ze zdjęć tam wystawianych jest Pan również niezadowolony?


– Przeciwnie. Z pokazanych na wystawie zdjęć jestem jak najbardziej zadowolony. Wybierałem je przede wszystkim pod kątem ich odbioru przez oglądających. Nie są to może najlepsze zdjęcia w myśl teorii decydującego momentu Henryka Cartier-Bressona, którego zdaniem w fotografii reportażowej nie chodzi o dowolny moment, ale o moment decydujący, który wyraża kwintesencję danej chwili. Takiej chwli, która bez dodatkowych wyjaśnień opowiada przeszłość i przyszłoć zdarzeń zawartych w kadrze. Zdjęcia na wystawie muszą być różnorodne, przyciągnąć zarówno koneserów i znawców tego sportu, jak również tych mniej zainteresowanych. Każdy ma inny gust i patrzy na fotografię troszeczkę inaczej. Jednemu odbiorcy będzie się podobać ta fotografia, innemu inna. Trzeba również pamiętać że bohaterami tych zdjęć są przecież zawodnicy, którzy się znają i wielokrotnie ze sobą walczyli na boisku jako przeciwnicy, ale również jako partnerzy. Przecież dwóch przeciwników z jednego sezonu może się spotkać w tym samym zespole w przyszłym roku i będą musieli z sobą współpracować. Może się zdarzyć, że rywalizując z sobą w meczach ligowych lub pucharowych, będą musieli współpracować w drużynie narodowej. Dlatego nie może być między nimi aż takiej wrogości, co widać w kuluarach przed jak i po rozegranych meczach. Wszystkie faule nie pochodzą z ducha bezwzględnej walki i złośliwości, ale wynikają z adrenaliny, która zawsze pojawia się podczas meczów.


– Jeśli tak, to czy można określić Pana mianem „fotografa adrenaliny”?


– Nie nazwałbym tego w ten sposób. Po prostu lubię fotografować.


– Adrenalina nie jest Pańskim bohaterem?


– Ależ jest, lecz nie identyfikuję się z nią. To są sportowe emocje i każdego może ponieść. Trzeba pamiętać o tym, że nawet jeśli ktoś komuś złamał nogę (jak w przypadku Hanryka Larsena, czy ostanio naszemu Wasilewskiemu ), to jestem przekonany, że poszkodowany nie ma urazu to sprawcy. Obaj zawodnicy mogą być w przyszłości – albo nawet obecnie – przyjaciółmi. Podobał mi się mecz podczas jednych z mistrzostw Europy ( bądź świata ) gdy grały Portugalia z Hiszpanią. Po twardej walce na boisku i niejednokrotnych ostrych słowach po zejściu z murawy razem usiedli na trybunach Deco i Iniesta ( nie na ławce rezerwowych ) i kibicowali swoim drużynom w przyjacielskiej atmosferze żartując ze sobą. To jest duch sportu, który wtedy operator kamery zauważył i świetnie, że to pokazał.

– O czym Pan marzy jako fotoreporter Rekordu? Myślę, że co najmniej o mistrzostwie Polski drużyny seniorów, a w przyszłości mistrzostwie Europy...


– Marzę o tym, żeby te triumfy uwiecznić, żeby sfotografować tę bramkę, która przesądzi o zwycięstwie Rekordu w rozgrywkach – obojętnie jakich – o mistrzostwo Polski, Europy, świata i tak dalej, i tak dalej, i tak dalej...


Rozmawiał: Jan Picheta

Paweł Mruczek urodził się w pamiętnym dla Polski grudniu 1970 r., dlatego – jak twierdzi – jego życie wygląda bardzo burzliwie. Sportem zainteresowany od najmłodszych lat, informatyką jak i fotografią od 1985r, . Jest absolwentem Policealnego Studium Zawodowego w Kętach (1994 r.). Tam zdobył nie tylko dyplom technika informatyka, lecz – co ważniejsze – również małżonkę. Założyciel i członek nieistniejącego stowarzyszenia Podbeskidzka Grupa Fotograficzna, założyciel i członek nieformalnej grupy Photoidea, sympatyk Formacji Fotograficznej Podbeskidzie. Fotografią sportową zajął się w 2006r. od tamtej pory wierny fotograf bielskiego BTS Rekord.
Wystawa autorska 'Determinacja, szybkość ... futsal" do oglądnięcia w DK Lipnik Bielsko-Biała, ul. Podgórna 29 do 30 października 2011r.

 


Dodaj komentarz

Zaloguj się aby Twój komentarz pojawił się od razu,
w przeciwnym wypadku będzie wymagał moderacji

Kod antysapmowy
Odśwież