Wyszukiwarka



Strona główna » Futbol IV liga śląska

Cały czas „pod parą”

Uwaga, otwiera nowe okno. PDFDrukujEmail

Rozmowa z trenerami czwartoligowej drużyny Rekordu Mirosławem Szymurą i Tomaszem Dulebą.

- Czy miejsce, które po rundzie jesiennej sezonu 2011/12 zajmują Panów podopieczni, to już jest... szczyt marzeń?

- M. Szymura: Oczywiście nie. Każdy - trener czy zawodnik - jeśli robi coś z przekonaniem, chce, żeby z roku na rok był postęp. W zeszłym roku po rundzie jesiennej zajmowaliśmy trzecie miejsce w tabeli z dorobkiem 31 punktów. Strzeliliśmy 31 bramek przy 11 straconych. W tym roku mamy drugie miejsce i trzy punkty więcej. Stosunek bramek jest również korzystniejszy, bo plus 28! Postęp zatem jest. Czy jednak poziom ligi się podniósł, czy drużyna LKS Czaniec jest tak mocna, że nie wystarczyło to do zdobycia pierwszego miejsca w tabeli? W zeszłym roku zespół z Rogowa miał tyle samo punktów co my teraz i zajmował pierwszą lokatę. W tym roku lider LKS Czaniec ma punktów 37! Tak więc z czysto matematycznego punktu widzenia jest lepiej. Słyszymy jednak głosy, że tę drużynę stać na więcej. Myślę teraz o trzech porażkach, które nam się przytrafiły. Można odczuwać niedosyt zwłaszcza po takich meczach jak z MRKS Czechowice-Dziedzice. Było to spotkanie po nieoczekiwanie wysokim triumfie 7:2 nad rezerwami TS Podbeskidzie. Tydzień później przegraliśmy z „Walcownią” na własnym boisku w bardzo kiepskim stylu! Na tym polega ów niedosyt, że zdarzają się nam mecze, które nie powinny się zdarzać. Czasem jednak w piłce tak bywa. Obiektywnie jest się drużyną lepszą, a mecz się przegrywa. Po nocach śni się nam mecz z Iskrą w Pszczynie, podczas którego padały kuriozalne bramki. Straciliśmy dwa gole, o których można niemal powiedzieć, że sami sobie strzeliliśmy. Pierwsza to „futbolowe jaja”. Bramkarz zderzył się z obrońcą i napastnik gospodarzy wprowadził piłkę do bramki. Przy drugiej obrońca stał pod słońce i chciał zasłonić nieco oczy, żeby widzieć lot piłki. Tymczasem piłka trafiła go w rękę i sędzia podyktował rzut karny. Pech zdarzył się „Suchemu”. To jest jednak ten niedosyt i byłoby świetnie, gdyby takie mecze nam się nie przytrafiały. Nie powiedziałbym natomiast, że mecz z LKS Czaniec przegraliśmy po słabej grze.

- T. Duleba: W rundzie jesiennej trudno nam się grało na własnym stadionie. W poprzednim sezonie nie grało nam się tak ciężko u siebie. Myślę, że chłopcy bardzo chcą się pokazać właśnie przed swoją publicznością. Wtedy widoczna jest nerwowość. W meczach z MRKS i LKS Czaniec szwankowała skuteczność. To była główna przyczyna porażek. Z MRKS i LKS Czaniec nie strzeliliśmy goli i to był największy problem. Poza tym jesteśmy jeszcze taką drużyną, która nie ustrzega się błędów z tyłu. Kiedy więc nie strzelamy bramek, wtedy mamy naprawdę problemy. Te mecze dobrze sobie układamy, w których strzelamy jako pierwsi bramki. Gra się wtedy łatwiej. Nerwowość i presja znikają, choć w naszym przypadku nie powinniśmy o niej mówić. Jesteśmy jednak faworytami i jakaś presja stale ciąży na chłopcach, chociaż nie mówimy im, że mają koniecznie wygrać! Gdy tracimy gola, mamy kłopoty i na to jeszcze nie jesteśmy przygotowani. Musimy zwrócić uwagę na scenariusze, które nie będą po naszej myśli. W meczu z MRKS nie padły bramki w wielu sytuacjach na 15-16 metrze i sam na sam z bramkarzem. W spotkaniu z LKS Czaniec tych sytuacji było jeszcze więcej. Jeżeli się nie strzela bramek, trudno wygrać mecz... Gdybyśmy strzelili gola, grałoby się inaczej i walczylibyśmy o zwycięstwo. Z LKS Czaniec do końca goniliśmy wynik. Zbyt chyba jednak fantazyjnie zaczęliśmy atakować, bez asekuracji - mimo iż wiedzieliśmy, że LKS dysponuje szybkimi napastnikami. Nadzialiśmy się na kontratak, po którym padła druga bramka dla zespołu gości.

- Przegraliście u siebie, wygracie na wyjeździe!

- T. Duleba: Zakładać nie będziemy, ale zrobimy wszystko, żeby tak się stało. Chcemy robić postęp. Chłopcy też. Dlatego praca z nimi ma sens. Jeżeli widzielibyśmy, że postęp nie jest możliwy, to nie byłoby sensu z nimi pracować. Cały czas widzimy, że drużyna, chociaż gra dobrze, to jednak nierówno. Gramy mecze bardzo dobre i przeciętne. Wszystko jednak ma źródło w skuteczności. Jeśli strzelamy gole, wygrywamy mecze. W drużynie jest wielu dobrych strzelców. Oprócz Bartosza Woźniaka, który zdobył najwięcej goli, są Krzysztof Koczur, Krystian Papatanasiu, Andrzej Maślorz, Dawid Ogrocki, Grzegorz Bogdan, a nawet obrońcy jak Przemek Suchowski czy Dawid Gola, który dobrze gra głową. Mamy dużo możliwości! W innych nie mają takich, np. w Pszczynie gole strzela tylko jeden zawodnik – Bogdan Prusek... Wierzymy, że okres przygotowawczy pozwoli nam z nadzieją przystąpić do rundy rewanżowej i wygrywać każdy mecz, jak byśmy sobie wszyscy tego życzyli. Na pewno stać nas na to, choć nie będzie łatwo. Z kilku miejsc słyszymy, że drużyny się wzmacniają. Mówi się, że LKS Czaniec szuka napastnika, gdyż linię obronną mają bardzo dobrą. To duży monolit. Nie poddaje się Nadwiślan Góra, który też chce coś jeszcze w tej lidze ugrać.

- To spore zaskoczenie, że LKS Czaniec jest liderem...

- M. Szymura: Tak. Jest liderem, bo nie może mówić o takim niedosycie, jak w naszym przypadku. Przytrafił mu się tylko remis z Naprzodem Rydułtowy u siebie. Przypadkowa bramka w końcówce po błędzie sędziego. Generalnie jednak nie śnią im się po nocach jakieś mecze jak nam spotkanie z MRKS. Straciliśmy gola w 40 sekundzie. Zawsze jednak powtarzam zawodnikom, że nie ma lepszego momentu niż właśnie taki na stratę gola, gdyż mamy jeszcze 90 minut na odrabianie strat... Nam jednak nawet tyle czasu nie wystarczyło, żeby zdobyć bramkę remisową. Takiej drużynie jak nasza mecz z MRKS nie powinien się przytrafić!

- Paradoksalne jest, że mimo iż „rekordziści” potrafili stworzyć sobie wiele sytuacji bramkowych w każdej potyczce i zdobyli najwięcej goli w rozgrywkach IV ligi, to jednak jednym z największych mankamentów zespołu jest skuteczność... Poprawić umiejętności strzeleckie zawodników w wieku seniora, wyrugować złe nawyki, które piłkarze nabyli w czasach młodości, jest bardzo trudno. Łatwiej popracować nad grą obronną. Czy jednak nie powinniście zmodyfikować nieco taktyki? Np. grać, zwłaszcza u siebie, dwoma czy trzema napastnikami zamiast jednym, gdy przeciwnik gra czwórką czy piątką, a nawet szóstką w obronie?

- T. Duleba: Od momentu porażki z Iskrą, kiedy to straciliśmy trzy bramki, zaczęliśmy systematycznie pracować nad grą obronną całego zespołu, co przyniosło efekty. Nasza gra wyglądała już zdecydowanie lepiej. W trzech ostatnich meczach nie straciliśmy gola. Od początku rozgrywek mieliśmy zresztą problemy z zestawieniem samej formacji obronnej. Dawid Gola był przymierzany jako środkowy obrońca. Doznał jednak kontuzji już w meczu pucharowym z BKS Stal. Pokrzyżowało nam to plany związane z blokiem defensywnym. W okresie przygotowawczym zrobimy jednak wszystko, żeby poprawić grę obronną całego zespołu i nie tracić tylu goli! Jeśli chodzi o nawyki boiskowe, to rzeczywiście trudno je zmienić. Wiele do zrobienia mamy natomiast w sferze mentalnej. Nagromadzenie wielu emocji bardzo przeszkadza w meczu. Jest zatem wiele do zrobienia, żeby grało nam się łatwiej i aura wokół naszej drużyny była lepsza. Żeby nie powtarzać: - Musimy, musimy, musimy. Czasami bowiem nerwy pętają nogi zawodnikom pod bramką i w prostych sytuacjach wybierają złe warianty. Z większym spokojem sytuacje boiskowe byłyby lepiej rozwiązywane. Ważna jest też aura w całym klubie. Nie chodzi tylko o zawodników, sztab szkoleniowy, władze klubu, ale wszystkich pracowników. Jeśli wszyscy sprzyjają drużynie, to wtedy łatwiej zawodnikom grać. Nie jest dobrze, jeśli się słyszy słowa krytyki poza plecami. Krytyka jest dobra, ale mówiona wprost. O błędach zawsze można porozmawiać i zmierzyć się z nimi. Gdy jednak słyszy się coś złego za plecami, to nie poprawia to aury wokół drużyny. Oczywiście nie jest źle, ale może być lepiej. Chłopcy mają prawo czuć się pewnie i wiedzieć o tym, że ma się do nich zaufanie.

- M. Szymura: Jeśli chodzi o taktykę, to czasami gramy nawet trójką napastników, gdyż ustawienie 4-2-3-1, a więc z jednym wysuniętym napastnikiem, jest tylko nominalne. Proszę zauważyć, że najwięcej goli - 13 - zdobył Bartek Woźniak, który występuje na pozycji tzw. „cofniętego” napastnika. Strzelają również gole inni, których wymienił Tomek. To nie jest - jak sądzę - kwestia sposobu ustawienia drużyny. Faktem jest, że nasza skuteczność powinna być lepsza. Zgodzę się również z tym, iż dużo lepiej prezentowaliśmy się na wyjazdach. Potrafiliśmy strzelać po siedem bramek, np. z Podbeskidziem II, KS Żory czy pięć z GKS Jastrzębie-Zdrój, to u siebie tylko z Naprzodem wygraliśmy wysoko. Na swoim boisku były problemy ze zwyciężaniem. Nie chcę powiedzieć, że złej baletnicy przeszkadza.... wiadomo co! Jakaś jednak presja i niepotrzebny stres - o którym wspomniał Tomek - pojawiały się na meczach na własnym stadionie. Na odprawach w naszej szatni widać, że chłopcy chcą tak bardzo - zwłaszcza u siebie - zagrać dobrze, że potem nie zawsze to wychodzi... Szczególnie brak skuteczności wykazujemy na własnym boisku! Na wyjazdach strzeliliśmy dużo więcej goli. U nas - poza meczem z Naprzodem - spotkania kończą się zazwyczaj wynikami 1:0, 2:0 lub 2:1.

- Mecz z GTS Bojszowy także skończył się wynikiem 2:1, ale wygraliście raczej niezasłużenie...

- M. Szymura: Było to spotkanie, które zwyciężyliśmy z dużą dozą szczęścia. Zwykle bowiem - poza trzema meczami przegranymi i jednym zremisowanym - wygrywaliśmy zdecydowanie albo przynajmniej zasłużenie. GTS rozegrało u nas świetny mecz. Dziwne, że bojszowianie zgromadzili tak mało punktów. To jedno z największych rozczarowań w naszej grupie IV ligi. Na ogół jednak okazji mamy mnóstwo, a ich nie wykorzystujemy. Może jest to dla nas sygnał, że powinniśmy mniej „pompować” drużynę przed meczami na własnym stadionie, żeby wychodziła na boisko z mniejszym stresem? Z drugiej strony o Rekordzie mówi się, że ma duży potencjał i musi wygrywać! To na pewno ma pewien wpływ na zachowania w polu karnym, aczkolwiek mieliśmy wiele takich karygodnych niewykorzystanych sytuacji, po zmarnowaniu których czytaliśmy, że lekceważymy kibiców... Oczywiście musimy nad tym popracować, aby do tego typu sytuacji więcej nie dochodziło, szczególnie na własnym boisku. W czasie treningów w końcówce rundy kładliśmy duży nacisk, żeby nie tracić goli po stałych fragmentach gry. To już była niemal nasza fobia. Choćby mecz z Polonią Marklowice. Przeciwnik przez 30 minut nie przeszedł na naszą połowę, a strzelił gola. Zespół, który ma aspiracje, żeby wygrywać i jest skazany na to, żeby grę prowadzić, musi być maksymalnie skoncentrowany przez cały czas. Oczywiście niektóre zespoły przyjeżdżają do nas z nastawieniem „megadefensywnym”. Ustawiają się na 30 metrze przed bramką. My mamy optyczną przewagę. Cały czas staramy się strzelić gola. Obrona nasza nie jest zmuszana w ogóle do pracy. Dlatego gdy nagle zdarzy się jakaś groźna sytuacja, popełnia błąd, który kończy się golem dla przeciwnika. Taka gra wymaga od obrońców, żeby byli cały czas „pod parą”. Bramkarzowi też lepiej się gra wówczas, gdy musi co chwilę interweniować. Gdy stoi cały mecz i w 65 minucie dostanie piłkę, którą normalnie złapałby, czegoś w jego interwencji także może zabraknąć. Taka gra wymaga uświadomienia sobie, że nie ma takiej możliwości, żeby przez pełne 90 minut nic się nie działo pod naszą bramką. My w większości spotkań prowadzimy grę i napieramy „do przodu”, natomiast przeciwnik stworzy jedną sytuację i wykorzysta zagapienie, po którym pada bramka. Wyjątkiem był mecz z Podbeskidziem, w którym to my graliśmy z kontry i robiliśmy, co chcieli... To samo było w meczu z GKS Jastrzębie-Zdrój. Graliśmy jednak na świetnych boiskach ze świetnymi drużynami, które naprawdę potrafią grać w piłkę - po ziemi, nie na zasadzie „kopnij i leć”. Nam to odpowiadało. Ustawiliśmy się defensywnie. Mamy szybkich zawodników, którzy potrafią błyskawicznie operować piłką. Dlatego w obu meczach po kilku minutach prowadziliśmy już 2:0.

- To wszystko już za nami. Jak zespół będzie się przygotowywać do rundy rewanżowej?

- M. Szymura: Teraz znajdujemy się w okresie roztrenowania. W kwestiach przygotowania ogólnego wraz z Tomkiem opieramy się na zdaniu naszego fizjologa Artura Kaczkowskiego, który sugerował, żeby naszą drużynę podtrzymać jeszcze na wyższych obrotach. Pytano mnie zresztą na różnych portalach, czy dla Rekordu nie byłoby lepiej, gdyby runda jesienna jeszcze trwała. W trzech ostatnich meczach odnieśliśmy bowiem trzy zwycięstwa, strzelając 11 goli i nie tracąc bramki. Runda się jednak skończyła i trenujemy nadal w formie rywalizacji i gierek czy nawet turniejów w hali, m.in. z naszymi najlepszymi juniorami. Na treningach nie jest nudno, bo w ciągu sezonu zdarzają się zajęcia, na których wałkuje się taktykę, co nie zawsze daje piłkarzowi dużą przyjemność. Zamierzamy w ten sposób pracować do połowy grudnia. Potem nastąpi trzytygodniowa przerwa. Wznawiamy zajęcia 9 stycznia. Mamy już zaplanowanych dziewięć sparingów. Nie chcemy grać zbyt wiele. Notabene trenerzy różnie podchodzą do nich. Czasem przygotowują się do sezonu tylko metodą startową i grają 14 czy 15 sparingów w okresie przygotowawczym. Opinie są różne. Ja uważam, że trener powinien znać swą drużynę na tyle, żeby wiedzieć, ile sparingów jej potrzeba. My jesteśmy zespołem zgranym, który w tym składzie - korygowanym w sposób kosmetyczny - nie zmienił się bardzo od dwóch lat. Dlatego duża ilość sparingów nie jest potrzebna. Będziemy grać z zespołami raczej z wyższej półki niż my, choć jest też parę drużyn z naszego poziomu. Zdaliśmy się zresztą w tej materii na naszego dyrektora sportowego - Tadeusza Palucha. Ciekawy będzie zapewne sparing z drużyną z Karwiny. Obozu - podobnie jak w roku ubiegłym - nie planujemy. Będziemy przygotowywać się w oparciu o mikrocykle tygodniowe. Zgrupowanie nie jest konieczne w naszym przypadku, gdyż mamy w Rekordzie wspaniałe warunki i nie musimy szukać czegoś gdzieś indziej i wyjeżdżać „za chlebem”. Jest przygotowane, odśnieżone i oświetlone boisko. Mamy halę, pewnie też będziemy korzystać z siłowni w hali przy ul. Widok. Jest odnowa biologiczna. Nie ma konieczności wyjazdu na obóz.

- Jak wygląda prognoza na przyszłość?

- M. Szymura: W ubiegłym roku obie rundy były mniej więcej jednakowe. Nawet zdobycze bramkowe były bardzo podobne. Chcemy z tego również wyciągnąć jakieś wnioski, żeby jednak w klubie był progres i to, na co wszyscy czekamy. Trzeba jednak okres przygotowawczy przeprowadzić jeszcze lepiej. Co prawda w poprzednim sezonie przesunęliśmy się w tabeli na wiosnę o jedno miejsce, ale do awansu zabrakło nieco punktów. Jeżeli więc myślimy o tym, o czym głośno się nie mówi, ale jednak - musimy przygotować się jeszcze nieco lepiej.

- W istocie prezes Janusz Szymura nie naciska na trenerów i zawodników. Uważa jednak, że naciskać powinien każdy trener i piłkarz Rekordu, bo ma swoje ambicje.

- M. Szymura: Prezes powiedział: „Będzie awans, bardzo mnie to ucieszy. Nie będzie, trudno”. Zobaczymy zresztą, w jakich okolicznościach może nie być tego awansu...  Może być tak, że my wygramy i LKS Czaniec po 14 meczów i awansu rzeczywiście nie będzie... Może jednak być nawet awans z drugiego miejsca, bo ktoś się wycofa z rozgrywek. Już pewnego dnia minionego lata o godz. 17.00 byliśmy w III lidze, o 18.00 byliśmy w barażach, a o 20.00 znów graliśmy w IV lidze. Dlatego trzeba grać do końca. Starać się zająć jak najwyższe miejsce, najlepiej pierwsze. Z Tomkiem Dulebą będziemy starać się przygotować jak najlepiej zespół, opierając o nasze doświadczenia, bo jest to już drugi pełny sezon pracy z tą drużyną. Zrobimy wszystko, żeby było dobrze.

Rozmawiał Jan Picheta

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby Twój komentarz pojawił się od razu,
w przeciwnym wypadku będzie wymagał moderacji

Kod antysapmowy
Odśwież