poniedziałek, 06 lutego 2012 12:54
Tak na wstępie skomentował przebieg meczu bielszczan z Marwitem pauzujący za żółte kartki w tym spotkaniu „rekordzista” – Wojciech Łysoń.
- To był bardzo wyrównany mecz. Zresztą sam wynik o tym mówi. Goli w nim było jak na lekarstwo, a gra toczyła się głównie w strefie środkowej boiska. Na pewno w pierwszej części więcej strzałów oddali torunianie. Tym sposobem napsuli sporo krwi naszemu bramkarzowi – Krystianowi Brzenkowi. Z tej opresji wyszliśmy obronną ręką, ale druga połowa znów zaczęła się od stuprocentowej okazji dla gości. To nie pierwszy przypadek, gdy tak zaczynamy drugie dwadzieścia minut meczu, mimo iż w szatni, w czasie przerwy sami uczulamy siebie na takie sytuacje. Na boisku wychodzi inaczej i nie wiem skąd się to u nas bierze. Potem przejęliśmy kontrolę nad grą, aż do momentu utraty bardzo głupiej bramki. Błąd przytrafił się Krystianowi i nie ma co do tego wracać. Tyle tylko, że powinien pamiętać, że dotąd to my zdobywaliśmy takie gole w meczach z Wisłą i Cleareksem. Tak trafiali do bramki „Honza” Janovsky i Radek Polašek, więc i nam mogło się coś identycznego przydarzyć. A końcówka meczu? No cóż, po to mamy kapitana w zespole! (śmiech). Piotrek Szymura wziął ciężar odpowiedzialności na siebie. Przymierzył, uderzył i trafił! Trzeba się tylko cieszyć z wygranej i trzech punktów.
TP
| « poprzednia | następna » |
|---|
w przeciwnym wypadku będzie wymagał moderacji